Praktykuj, praktykuj, praktykuj…regularnie, regularnie, regularnie! Taaaa! Łatwo powiedzieć.
Do napisania o tejże regularności zainspirował mnie Dan Harris, amerykański dziennikarz współprowadzący program „Nightline” i weekendowe wydanie „Good Morning America”. Autor książki „Szczęśliwszy o 10%”, którą zresztą bardzo polecam.
Systematyczność w praktykowaniu uważności. Trąbi się o niej wszędzie. I super. Bo to ważna sprawa. Bez niej ciężko wzrastać. Jednocześnie to cholernie trudna rzecz. Dla mnie najtrudniejsza. Taka była od kiedy zaczęłam ćwiczyć uważność i taka pozostała. A od kiedy jestem mamą i mój świat z nieprzewidywalnego stał się nieprzewidywalny KOSMICZNIE to regularnie spotykam się tylko z kryzysami rozwojowymi swoich dzieci 😉 Planowanie czegokolwiek, w tym także regularnej praktyki, odeszło do lamusa. A właściwie nie planowanie co realizacja tychże planów.
I tu pochylę się na chwilę nad jednym z największych darów jakie zyskałam dzięki praktyce i dzięki byciu mamą. Tak jak kiedyś, tak i teraz PLANUJĘ. Przestałam być jednak przywiązana do realizacji tych planów. Jakichkolwiek planów. Jeżeli któreś udaje mi się zrealizować zauważam to i bardzo to doceniam. Gdy nie wychodzą, a nie wychodzi mi właściwie 99% tego co planuję (bo Życie przez duże „Ż” najczęściej ma zupełnie inny na mnie i dla mnie pomysł) to w 5 sekund jestem w stanie plany zmienić/skasować/zniwelować do absolutnego minimum żegnając się z nimi bez cienia żalu. Bez cienia żalu. Bezcenne. Takie przyjmowanie zmienności życia z luzem i akceptacją przynosi mi sporo ulgi. W przeciwnym wypadku byłabym najprawdopodobniej łysa bo włosy z głowy chyba już wszystkie bym sobie wyrwała przejmując się za każdym razem gdy coś nie idzie zgodnie z moim planem (patrz: moimi oczekiwaniami).
Dlatego wplatanie regularnej praktyki w mój nieregularny grafik dnia codziennego graniczy niemalże z cudem i na ten moment potrzebuję włożyć sporo wysiłku aby to się udawało.
Tym bardziej więc cieszę się gdy znajdę coś co zainspiruje mnie w temacie „jak sprawić, żeby codzienność i praktyka uważności (szczególnie formalna praktyka uważności) były nierozdzielne”.
W bardzo krótkim podcaście Dan Harris rozpoczyna od tego, że ewolucja wyposażyła nasz mózg tak abyśmy przetrwali. Koniec i kropka. W planach ewolucji nie było wyposażenie nas w jakże przydatną umiejętność realizowania długoterminowych celów. I jest to dla mnie jasne, w końcu jestem biologiem, jednak nadal mam nieco do ewolucji o to żalu 😉 Nie było dla mnie nowością także to co powiedział o doborze naturalnym, który rewelacyjnie zadbał m.in. o to abyśmy w mig wykrywali zagrożenia, które w ciągu chwili mogą nas unicestwić, abyśmy z łatwością znajdowali jedzenie czy też partnerów do rozrodu. Niestety w planach doboru nie znalazło się systematyczne nitkowanie zębów zabezpieczające nas przed ewentualną próchnicą kiedyś tam…I tu dochodzimy do sedna skąd ta ogromna trudność w realizowaniu planów, zamierzeń i celów. Bo robimy to niejako „wbrew naturze”. Naszym domyślnym ustawieniem jest po prostu przeżycie (tu i teraz) i rozród czyli przedłużanie gatunku.
Ufff. Od razu mi lepiej. To nie moja wina, że mam taki kłopot z systematycznością w realizacji długoterminowych celów. Jestem po prostu człowiekiem. No dobra, ale mimo, że to nie moja wina to nadal CHCĘ WZRASTAĆ. Jest to więc moja odpowiedzialność jak to zawsze pięknie mówi dr Julia Wahl, psycholożka i trenerka uważności i współczucia.
I tu, w temacie realizacji celów długoterminowych, z pomocą i ciekawymi wskazówkami (do których dołożę swoje 3 grosze) przychodzi Dan Harris:
1. Załóż, że będziesz medytować tak często jak to możliwe ZAMIAST „każdego dnia”.
Czasami zdarzy się tzw. „dzień do wycięcia”, w którym nic się nie udaje, źle się czujemy, życie daje nam popalić a my marzymy jedynie o tym aby po prostu odpocząć/pójść spać itp. Nie ćwicząc takiego dnia, odpuszczając sobie nie utopimy się w poczuciu winy i natrętnych myślach o tym jak bardzo nie idzie nam ta praktyka. W założeniu „tak często jak to możliwe” jest wg mnie przyzwolenie na bycie PO PROSTU CZŁOWIEKIEM a nie maszyną. Przyzwolenie na jakże ważną elastyczność w ciągle zmieniającej się i nieprzewidywalnej rzeczywistości. Czasami po prostu nie zrobimy ćwiczeń i to też jest ok.
To jeszcze dodam te swoje 3 grosze. Bardzo często proponuję zarówno sobie jak i uczestnikom moich zajęć, aby o ćwiczeniach uważności myśleli w perspektywie „TYLKO DZISIAJ”. Gdy w taki sposób myślę o ćwiczeniach to nie spinam się już tak bardzo. W ogóle się nie spinam tylko ćwiczę sobie „tylko dzisiaj”. Kolejnego dnia znowu ćwiczę „tylko dzisiaj”, kolejnego podobnie i jakoś to leci 🙂
2. Zobowiąż się do medytowania 1 minutę dziennie.
No nie jest to zbyt wygórowany plan. Dla mnie wręcz idealny bo „realizowalny”. Jak to powiedział Dan Harris JEDNA MINUTA NIE ONIEŚMIELA (no cudooo po prostu). I co najważniejsze – po takiej jednej minucie bardzo często decydujemy, że skoro już tak sobie tu siedzimy to może posiedzimy 30 sekund dłużej…I Dan Harris określa taką chwilę jako „KEY MOMENT” bo w takiej właśnie chwili z motywacji zewnętrznej pt. „muszę”, „powinnam” przechodzimy do jakże istotnej i kluczowej MOTYWACJI WEWNĘTRZNEJ. Od tego momentu bowiem MEDYTUJĘ BO CHCĘ, BO TAK WYBIERAM!
3. CUE-ROUTINE-REWARD LOOP
A cóż to do licha jest. Nie jestem mocna językowo więc grzebię po tym necie i grzebię i okazuje się, że tak samo jak diabeł tkwi w szczegółach to tak samo diabeł tkwi także w prostocie 🙂
Otóż w stworzeniu sobie jakiegoś wspierającego nas nawyku (np. aby regularnie praktykować Mindfulness) niezwykle pomaga taka oto pętla:
CUE (znak/sygnał, który rozpoczyna dane zachowanie) – „po tym jak parkuję samochód”
ROUTINE (zachowanie/nawyk, który chcesz w swoim życiu zaszczepić) – „medytuję przez 5 minut”
REWARD (jakaś, przynosząca Ci radość, nagroda) – „dzięki temu będę w pracy spokojniejsza i bardziej uważna”.
Proste prawda? Teraz tylko trzeba to powtarzać, powtarzać, powtarzać 😉
4. I ostatnia wskazówka, moje ulubiona 😉 – weź odpowiedzialność za to co robisz!
Niektórzy z nas nie są w stanie stworzyć nawyku zobowiązując się do tego wobec siebie. Może więc skuteczne będzie zobowiązanie się do tego przed innymi? A może zorganizowanie grupy przyjaciół, z którymi będziemy medytować? A może dołączenie do jakiejś bardziej zorganizowanej grupy? To już trzeba eksplorować indywidualnie.
A na koniec jeszcze dołożę cytat z tejże oto strony https://aniakania.com/2020/05/13/jak-nauczycielka-jezyka-uczy-sie-jezyka/
Przeczytałam go pisząc ten tekst i idealnie mi się wpasował w to co powyżej napisałam.
„…różne elementy nauki możemy sobie dowolnie dobierać według upodobań i potrzeb – niczym rodzaj owoców czy substancję słodzącą w cieście. Ale jest pewien obowiązkowy element, bez którego nauka się nie uda. Tak, jak nie uda się zrobić babki drożdżowej bez drożdży. W nauce tymi drożdżami są właśnie powtórki”.
Pamiętajmy więc.
DROŻDŻE. ABYŚMY DOBRZE „WYROŚLI” POTRZEBUJEMY PO PROSTU DUŻOOOOOO DROŻDŻY 😀