Do widzenia. Dzień dobry.

"

Agnieszka Guzicka

Mind­ful­ness to mo­ja wiel­ka mi­łość. Jed­na z naj­więk­szych. Wspie­ra­ją­ca, rów­no­wa­żą­ca, har­mo­ni­zu­ją­ca, uzna­ją­ca, ak­cep­tu­ją­ca, peł­na cier­pli­wo­ści. Po­zwa­la­ją­ca po­peł­niać błę­dy, da­ją­ca ko­lej­ne szan­se, sza­nu­ją­ca, wzmac­nia­ją­ca, wie­le po­ka­zu­ją­ca, po­ma­ga­ją­ca pod­nieść skrzy­dła, gdy opad­ną w co­dzien­nym tru­dzie…mo­gła­bym tak wy­mie­niać bez koń­ca.

Wspól­ne do­świad­cza­nie sta­nu uważ­no­ści w trak­cie kur­sów MBSR, któ­re pro­wa­dzę to jed­na z naj­waż­niej­szych w mo­im ży­ciu kwe­stii. Za każ­dym ra­zem po­dzi­wiam i za­chwy­cam się pro­ce­sem, któ­ry wy­da­rza się na prze­strze­ni 8 ty­go­dni, zmia­na­mi, któ­re za­cho­dzą w ludz­kich oczach. Do­świad­czam wte­dy mnó­stwa mniej­szych lub więk­szych cu­dów, ale tak­że wie­lu tru­dów, któ­re wciąż i nie­ustan­nie po­ka­zu­ją mi, co jesz­cze mam do zro­bie­nia i prze­pra­co­wa­nia. To, co wy­da­rza się w trak­cie kur­sów, lu­dzi, któ­rych po­zna­ję, i któ­rzy chcą uczest­ni­czyć w kur­sach, któ­re pro­wa­dzę trak­tu­ję jak dar od ży­cia. Ja­ko mo­ich Na­uczy­cie­li.

I wła­śnie, dla­te­go w czerw­cu 2017 ro­ku po­czu­łam, że mu­szę i zde­cy­do­wa­łam się prze­rwać pro­wa­dze­nie za­rów­no kur­sów, jak rów­nież wszel­kich warsz­ta­tów Mind­ful­ness – po to, aby nie stra­cić tej wiel­kiej mi­ło­ści. Aby nie utra­cić te­go, co po­strze­gam, ja­ko naj­waż­niej­sze i naj­bar­dziej istot­ne w Mind­ful­ness. By­łam o krok od te­go, aby to, co ro­bię sta­ło się ru­ty­no­we. Aby sta­ło się mo­ją pra­cą, za któ­rą do­sta­ję pie­nią­dze i ty­le. A w mo­im od­czu­ciu Mind­ful­ness nie jest od za­ra­bia­nia ka­sy i nie mo­że być spo­so­bem na świet­nie pro­spe­ru­ją­cy biz­nes. Nie mo­że być też ru­ty­ną, choć wg mnie obej­mu­je swo­imi de­li­kat­ny­mi ra­mio­na­mi do­świad­cza­nie ru­ty­ny.

Za­koń­czy­łam tak­że, dla­te­go, że zda­łam so­bie spra­wę, że nie umiem tak na­praw­dę od­po­czy­wać i so­bie od­pusz­czać. Chcia­łam się te­go na­uczyć.

Na­de­szły ósme za­ję­cia, ude­rzy­łam w mo­ją uko­cha­ną mi­sę, usły­sza­łam dźwięk za­kań­cza­ją­cy przy­go­dę z kur­sa­mi i wy­star­to­wa­łam ze swo­im „urlo­pem”. W tym sa­mym mo­men­cie za­czę­ły się scho­dy…Oka­za­ło się, że to, co wy­da­je się ła­twe do ła­twych nie na­le­ży. Na­uka od­po­czy­wa­nia i od­pusz­cza­nia mo­men­ta­mi wy­da­wa­ła się nie­moż­li­wa. Przy­uczo­na żyć dla ca­łe­go świa­ta, nie umia­łam żyć dla sie­bie. Nikt mnie te­go nie na­uczył, że aby da­wać trze­ba też umieć brać. Co wię­cej – ca­łe ży­cie sły­sza­łam, że bra­nie i dba­nie o sie­bie to ego­izm w naj­gor­szej po­sta­ci i grzech śmier­tel­ny.

In­na spra­wa to wy­rzu­ty su­mie­nia. Ich po­ziom się­gał ze­ni­tu, bo prze­cież „nic” nie ro­bię. „Je­steś śmier­dzą­cym le­niem” mó­wi­li bli­scy, wciąż sie­dzą­cy w mo­jej gło­wie.

Lek­cje dba­nia o sie­bie sta­wa­ły się ja­kimś ab­sur­dem…tym więk­szym im wię­cej zgło­szeń mia­łam na kur­sy, któ­rych nie pla­no­wa­łam za kil­ka mie­się­cy roz­po­cząć…

To co tak­że by­ło dla mnie bar­dzo trud­ne to „za­wieść” te wszyst­kie oso­by i po­wie­dzieć „nie”, „nie te­raz”, „póź­niej”, „po­trze­bu­ję o sie­bie za­dbać”.

Na­tręt­ne my­śli nie da­wa­ły spać i cie­szyć się pod­ję­tą de­cy­zją. „Ty­le pra­cy i wy­sił­ku wło­ży­łaś w pro­wa­dze­nie kur­sów i te­raz tak po pro­stu od­pusz­czasz”?, „Ty­le osób chce przyjść na kurs i żad­ne­go nie po­pro­wa­dzisz”? „Od­rzu­casz wszyst­ko”? „Nie dasz wspar­cia”? „Je­steś bez­na­dziej­na, że tak zde­cy­do­wa­łaś” itp. Itd.

Nie po­ma­ga­ły też sło­wa lu­dzi. „Po­dzi­wiam Cię, ja bym tak nie mo­gła”. „Nie umiał­bym tak ze wszyst­kie­go zre­zy­gno­wać i stra­cić”. „Szko­da Two­je­go wcze­śniej­sze­go za­an­ga­żo­wa­nia”. „Wszy­scy o To­bie za­po­mną”. „Bę­dziesz mu­sia­ła za­czy­nać od no­wa”…

No nie szła mi ta na­uka od­ży­wia­nia sie­bie i ła­do­wa­nia ba­te­rii. Rów­nie źle szło od­pusz­cza­nie so­bie wszyst­kie­go co mo­gło zo­stać od­pusz­czo­ne. Cia­ło mo­gło ode­tchnąć, ale gło­wa nie za­mie­rza­ła na to po­zwo­lić.

Nie spo­dzie­wa­łam się, że ko­lej­ny już raz, z po­mo­cą, przyj­dzie Wszech­świat i Ży­cie, któ­re WIE­DZĄ LE­PIEJ ode mnie.

Oka­za­ło się, bo­wiem, że spo­dzie­wa­łam się dwóch cu­dów. In­for­ma­cja ta by­ła mo­men­tem obu­dze­nia się i wyj­ścia z tej mat­ni. Za­czę­łam się uczyć. Roz­po­czę­ły się naj­więk­sze w ży­ciu lek­cje, na mo­im nie pierw­szym, lecz naj­waż­niej­szym i naj­dłuż­szym od­osob­nie­niu Mind­ful­ness, na któ­re wy­sła­ło mnie sa­mo Ży­cie. Uczy­łam się i na­dal in­ten­syw­nie się uczę. Cze­go? Od­pusz­cza­nia te­go, co mnie nie wspie­ra i za­bie­ra bez­cen­ną ener­gię. Za­uwa­ża­nia i zo­sta­wia­nia swo­ich wy­obra­żeń i ocze­ki­wań wzglę­dem każ­dej, ko­lej­nej chwi­li. Od­po­czy­wa­nia, któ­re da­wa­ło moż­li­wość re­ge­ne­ra­cji mo­je­mu cia­łu, a przez to wzmac­nia­ło mnie i no­we, roz­wi­ja­ją­ce się we mnie dwa ży­cia. Cier­pli­wo­ści, bo prze­cież kwiat nie za­kwit­nie tyl­ko, dla­te­go, że ja te­go ocze­ku­ję. Na­uczy­łam się cze­kać i ufać, że wszyst­ko, co ma przyjść przyj­dzie w swo­im cza­sie, nie­za­leż­nie od my­śli na ten te­mat i chce­nia, aby coś się wy­da­rzy­ło lub nie wy­da­rzy­ło. Po­ko­ry i uzna­wa­nia mą­dro­ści więk­szej ode mnie. Mó­wie­nia „nie”. Sta­wia­nia gra­nic. Wy­cho­dze­nia z ról, ja­kie mi kie­dyś da­no i z te­atrzy­ków, w któ­rych gra­łam. Lu­zu wo­bec tych, wzglę­dem, któ­rych nie po­tra­fi­łam wy­lu­zo­wać. Świa­do­mo­ści, ile jesz­cze pra­cy zo­sta­ło w przy­pad­ku re­la­cji, w któ­rych wy­lu­zo­wać jesz­cze nie umia­łam. Peł­nej świa­do­mo­ści, że w isto­cie każ­da chwi­la jest już in­na. I to, co dla mnie naj­waż­niej­sze – ZA­UFA­NIA, że tak jak jest – jest OK., że je­śli coś dzie­je się to wła­śnie tak ma się dziać.

Od tam­te­go cza­su wciąż prze­by­wam na swo­im „od­osob­nie­niu” a lek­cje trwa­ją do dziś. I wła­śnie so­bie uświa­do­mi­łam, że dzwo­nek na ich za­koń­cze­nie za­dzwo­ni, gdy we­zmę ostat­ni od­dech. Ale o tym kie­dy in­dziej  

Na ten mo­ment od­wa­ży­łam się na myśl, że po­wo­lut­ku i z ła­god­no­ścią dla sie­bie chcę jed­ną no­gą za­nu­rzyć się zno­wu w tym, co tak­że dla mnie bez­cen­ne, czy­li w pro­wa­dze­niu kur­sów.

Dla­te­go z ra­do­ścią chcia­łam po­dzie­lić się z Wa­mi in­for­ma­cją, że 4 wrze­śnia 2018 ro­ku roz­pocz­nę swój, nie wia­do­mo już, któ­ry lecz nie­zwy­kle dla mnie waż­ny, bo nie­ja­ko „pierw­szy” kurs MBSR, ja­ko zu­peł­nie już in­na Agniesz­ka  

Za­pra­szam Was bar­dzo ser­decz­nie na to spo­tka­nie