Agnieszka Guzicka
“Elaine nigdy nie myślała, że może być tyle różnych rodzajów ciszy. Była cisza przyjemna, cisza szczęśliwa, cisza spokojna, cisza wściekła, cisza szydercza, cisza lekceważąca, cisza wypełniona bólem i zdradą”. (Robin Schone „Zbudź się, kochanie”)”
Jest także cisza, która przeraża i wzbudza niepokój – cisza „odosobnieniowa”.
Jak tylko zaczynam opowiadać o kolejnym odosobnieniu, na które wyjeżdżam, ludzie – często niemal natychmiast – przerywają mi, komentując: „Jejku, ja to bym nie wytrzymała”. „Nie wyobrażam sobie tego”. „Naprawdę nie można nawet czytać? Żartujesz. Jak ty w ogóle dajesz radę”? „Pięć dni bez mówienia? W ciszy? To co ty tam robisz? Zanudziłbym się na śmierć.”
“- Ty naprawdę nie znosisz siedzieć w ciszy. Milczenie cię uwiera, co?
Odpowiedział dopiero po chwili, tak jakby chciał mi udowodnić, że się mylę.
– Po prostu nie lubię ciszy. Nie lubię tego, co w niej tkwi”. (Alexandra Bracken „Nigdy nie gasną”).
Lubię ciszę. Potrafię z nią/w niej być 24h/dobę przez kilka kolejnych dni. Dni bez rozmów z tymi, z którymi spędzam czas, jem posiłki, praktykuję. Dni bez telefonu i ciągłego do niego, zaglądania. Dni bez komputera i automatycznego, co 5 minut, sprawdzania maili. Dni bez telewizora, w który często jedynie się wgapiam, nie widząc tak naprawdę tego, na co patrzę. Dni bez ukochanych książek, które przenoszą mnie w inny, nierzeczywisty i często „ciekawszy” niż mój świat. Dni bez gazet, z których mogłabym dowiedzieć się czegoś więcej o świecie, jednak nie wiedząc wiele więcej o moim świecie.
Przyznam się najszczerzej, że uwielbiam taką ciszę. Uwielbiam ją, bo niemal natychmiast uwalnia mnie ona od wszystkich powinności, obowiązków, zobowiązań, pośpiechu, zabiegania, wewnętrznych przymusów i nacisków. Jednocześnie bardzo jej nie lubię. Nie lubię tego, co w niej tkwi.
Cisza „daje nam nowe spojrzenie na wszystko. Potrzebujemy jej, abyśmy potrafili docierać do dusz.” (Matka Teresa). Tyle, że docieranie do swojej duszy bywa nieraz bardzo bolesne. Dlaczego? Bo w tej cichej podróży można usłyszeć, zobaczyć to, od czego usilnie odwracaliśmy wcześniej wzrok. Co? Na przykład to, że:
- jesteśmy w relacji, która nam nie służy, która nie jest oparta na równości i wzajemności;
- żyjemy życiem, którego scenariusz piszą nam inni, odkładając swój pomysł na życie głęboko na dno szuflady;
- tak bardzo dbając o innych, jednocześnie zaniedbujemy siebie;
- traktujemy swoje ciało mechanicznie i przedmiotowo;
- nie słyszymy śpiewu ptaków i nie zauważamy świata, który nas otacza;
- nie dbamy o równowagę w swoim życiu, z reguły dając wiele, biorąc jednak niewiele („bo to przecież takie egoistyczne pomyśleć o sobie”);
- co prawda potrafimy wspierać innych, jesteśmy na każde ich zawołanie, nie mamy jednak żadnej praktyki w dawaniu wsparcia sobie samym (tak naprawdę nawet w ogóle nie przychodzi nam coś takiego do głowy jak wspierać siebie samego/samą);
- mamy o sobie samych jak najgorsze zdanie;
- swojego poczucia własnej wartości szukamy w oczach drugiego, nieraz całkiem obcego człowieka, zapominając o spojrzeniu w swoje własne lustro – w swoje własne oczy;
- swojego poczucia, że „jestem wystarczająca/ wystarczający” poszukujemy w gestach i słowach, tyle, że nie w swoich, ale znowu innych;
- my i tylko my jesteśmy całkowicie odpowiedzialni za każde wypowiedziane słowo (to które przynosi radość i to przynoszące smutek), za każdy gest, czyn skierowany w stronę drugiej Istoty (ten doniosły i ten, który może zranić), za energię jaką wnosimy wszędzie tam, gdzie idziemy i dojdziemy;
- my i tylko my jesteśmy całkowicie odpowiedzialni za swoje poczucie szczęścia i nieszczęścia;
- po prostu w ogóle zapominamy o sobie, jakbyśmy wcale nie istnieli.
Być może dlatego, całkiem instynktownie, bronimy się przed ciszą. Może dlatego robimy tyle hałasu. Aby przypadkiem nie usłyszeć. Bo to oznaczałoby pojawienie się bólu. Bólu, który się ujawnia. Nie dlatego, że to cisza go wywołuje, ale dlatego, że w ciszy zaczynamy ZWRACAĆ UWAGĘ. A wtedy „odbicie najmniejszego poruszenia w jedwabnej ciszy staje się widoczne” (Rainer Maria Rilke „Cisza”).
“Gdyby nie to, że na te kilka jesiennych, zimowych miesięcy znów wraca tu cisza, nie wiem, czy dałoby się wytrzymać. Zastanawiam się nawet, czyby w przyszłym sezonie nie dopisać na tablicach: komórki zostawiać lub wyłączać, gdy się z domu wychodzi. Jak w kościele, w teatrze, w filharmonii. A co tu jest? Cisza tak samo może być kościołem, teatrem, filharmonią. Tylko cisza, bo nie wiem, co by jeszcze. O, nie ma pan pojęcia, jaka to potęga cisza. Tak wsłuchać się, naturalnie po sezonie, w to niebo, w ten zalew, w poranki, zachody, w noc, gdy księżyc w pełni, pójść w las, w te wszystkie drzewa, krzaki, zioła, w mchu się położyć. Czy gdyby pan tak mrówek posłuchał. Pochylić się nad mrowiskiem, ma się rozumieć, ostrożnie, żeby pana nie oblazły, to jakby pan się w międzygwiezdnej przestrzeni znalazł i wszechświata pan posłuchał. Po co człowiek gdzieś tam jeszcze chce latać? Czasem sobie myślę, gdyby tak komuś udało się zagrać tę ciszę, może to byłaby dopiero muzyka”. (Wiesław Myśliwski „Traktat o łuskaniu fasoli”).”
Jak by to było tak w Siebie się wsłuchać? Pochylić się nad sobą? Ostrożnie. Delikatnie, aby nie spłoszyć samego Siebie. I w „międzygwiezdnej przestrzeni się znaleźć i wszechświata posłuchać”?
Jak by to było?
Agnieszka
© Agnieszka Guzicka