„Cudnie Nudnie”

Dorota Wojtczak
"

Dorota Wojtczak

Tekst Do­ro­ty Wojt­czak, zwy­cięż­czy­ni kon­kur­su, w któ­rym do wy­gra­nia by­ła książ­ka Wy­daw­nic­twa Am­ber pt.: „Uważ­ność w dzia­ła­niu” au­tor­stwa Chögy­am Trung­pa. Aby wziąć udział w kon­kur­sie trze­ba by­ło opo­wie­dzieć o jed­nej z tych chwil, gdy uważ­ność wpły­nę­ła na co­dzien­ne dzia­ła­nie au­to­ra/au­tor­ki tek­stu. Po­ni­żej tekst, któ­ry wy­grał! Gra­tu­lu­je­my! Na­gro­dę prze­śle­my pocz­tą.


„To bę­dzie dłu­uugi tekst uprze­dzam. Wy­kań­cza­ją­cy dla tych, któ­rzy chcą szyb­ko, bły­sko­tli­wie i na te­mat. A bę­dzie jak w nie­obej­rza­nym dziś fil­mie Jar­mu­scha „Pa­ter­son”. Ot, ra­port z ta­kie­go po­da­ro­wa­ne­go przez los dnia: bez ro­dzi­ny, któ­rą ko­cham naj i bez któ­rej je­stem też. Sa­ma w do­mu od no­cy do no­cy – mój zwy­czaj­ny nie­zwy­czaj­ny czas. Za­cznij­my za­tem tę po­dróż!

Wsta­łam póź­niej niż zwy­kle

Prze­bu­dze­nie zgod­ne z ze­ga­rem bio­lo­gicz­nym, bo po­ran­na prak­ty­ka me­dy­ta­cyj­na bę­dzie w swo­im lep­szym cza­sie, a nie gdy wszy­scy jesz­cze śpią. Mam zwy­czaj me­dy­to­wać, gdy ro­dzi­na śpi – wcze­snym ran­kiem – wte­dy ci­sza, spo­kój i … brak wy­rzu­tów su­mie­nia, że im od­bie­ram sie­bie. Ale dziś przez ca­ły dzień wszyst­ko bę­dzie w swo­im le­ni­wym cza­sie, o tak…. Ko­cia du­sza się we mnie ode­zwa­ła i mru­czy. Za­do­wo­lo­na ze­szłam po scho­dach, by w kuch­ni zro­bić pierw­szą te­go dnia her­ba­tę. Mo­że nie mięk­ko i fil­mo­wo ze­szłam, ale uważ­nie. Pal­ce, pię­ta, pal­ce, pię­ta. Z po­czu­ciem cię­ża­ru cia­ła, ko­ły­sa­nia rąk, po­ło­że­nia jed­nej z nich i prze­su­wa­nia po po­rę­czy. Świa­do­my ruch w prak­ty­ce – każ­dy krok in­ny choć po­dob­ny – wy­ostrzy­ły uwa­gę. Na kuch­nię, do któ­rej do­tar­łam, też. Za­nim więc her­ba­ta to mop i dzia­ła­nie! Sprzą­ta­łam uważ­nie. Sku­pio­na na tej czyn­no­ści od in­ten­cji wy­ci­śnię­cia wo­dy z mo­pa, po od­czu­cie si­ły je­go na­ci­sku na ka­fle pod­ło­gi, po­przez świa­do­mość za­ma­szy­sto­ści ru­chów, aż po do­strze­ga­nie i usu­wa­nie śla­dów wcze­śniej­sze­go tu ży­cia: psa, lu­dzi, cho­in­ki, przed­mio­tów… I cze­go ja tu nie od­kry­wa­łam – pla­my mniej­sze i więk­sze, mniej i bar­dziej trwa­łe. Co cie­ka­we, to sku­pie­nie na my­ciu pod­ło­gi z przyj­mo­wa­niem te­go, co się na niej po­ja­wia i zni­ka nie zmę­czy­ło a od­prę­ży­ło mnie. Jed­na czyn­ność ro­bio­na w świa­do­mej kon­cen­tra­cji, do­brej mo­ty­wa­cji, ze sko­or­dy­no­wa­ny­mi ru­cha­mi – jest jak me­dy­ta­cja.

Czas na her­ba­tę

Ry­tu­ał co­dzien­ny więc go lu­bię. Smak, za­pach, wy­bór kub­ka, cie­pło kub­ka. Chwi­la do­ce­nie­nia po­łą­cze­nia, któ­re jest w świe­cie. Ktoś za­siał, ktoś pie­lę­gno­wał krzew, ktoś ze­rwał list­ki w od­po­wied­nim mo­men­cie, ktoś prze­wiózł, ktoś za­pa­ko­wał, ktoś sprze­dał, ktoś dla mnie ku­pił tę mie­szan­kę her­ba­ty w pre­zen­cie… Ty­lu lu­dzi bez­i­mien­nych, któ­rym dzię­ku­ję za dar pi­cia her­ba­ty o po­ran­ku. I na­tu­ra, któ­ra słoń­cem, desz­czem, pro­ce­sa­mi w gle­bie po­zwo­li­ła na wzrost ro­ślin. Wy­pić więc her­ba­tę z tą świa­do­mo­ścią, to jak sma­ko­wać po­dróż po świe­cie, cza­sie, re­la­cjach… In­ny smak niż ten po­śpiesz­ny i ru­ty­no­wy.

Nie­ocze­ki­wa­na zmia­na

Bo w pla­nie przy­szedł wła­ści­wy czas na for­mal­ną me­dy­ta­cję, ale umy­ta pod­ło­ga tak się na­pu­szy­ła, że po­zaz­dro­ści­ły jej pół­ki i zde­cy­do­wa­łam się i o nie za­trosz­czyć i gdy od­nio­słam za­ku­rzo­ne ścier­ki do pra­nia, to i pra­nie oka­za­ło się oka­za­łe w ko­szu więc uważ­na se­lek­cja: ja­sne – ciem­ne i… pie­rze­my! Do­brze, że fi­ran­ki mnie nie na­pa­sto­wa­ły od­cie­niem sza­ro­ści… Ma­łe dzie­ci uwiel­bia­ją pa­trzeć na ob­ra­ca­ją­cy się bę­ben pral­ki, na zmia­nę pręd­ko­ści wi­ro­wa­nia, za­le­wa­nie okien­ka wo­dą, smuż­ki pia­ny, ta­niec ko­lo­rów ubrań. Ta­ki cud i tak bli­sko! Bez­piecz­na nie­prze­wi­dy­wal­ność i jesz­cze mru­czy, bu­czy, tro­chę jak­by ska­cze… Zmie­nić pla­ny bez nie­chę­ci, to zna­czy nie być przy­wią­za­nym i nie trzy­mać się kur­czo­wo. Włą­czać się w to, co nie­sie nurt ży­cia. Za­uwa­żać ży­cie.

Chwi­la świa­do­me­go od­de­chu

Ci­sza, nic nie go­ni my­śli, osia­da­ją sa­me na dnie jak fu­sy w szklan­ce, w któ­rej prze­sta­no mie­szać. To już wiem, umy­słu do ni­cze­go nie zmu­szę. Mo­gę go je­dy­nie za­pro­sić, a on sam się wte­dy uspo­koi. Świę­tu­ję tę go­dzi­nę ob­ser­wa­cji umy­słu, emo­cji i cia­ła. Ta­ką uważ­ną sie­bie lu­bię. Czy to za­słu­ga oko­licz­no­ści dnia czy co­raz więk­sze­go do­świad­cze­nia? Czy to waż­ne? Kon­takt ze so­bą jest waż­ny.

Słod­kie wspo­mnie­nie

W peł­ni tu i te­raz, w spo­ko­ju ci­szy, w zi­mo­wej au­rze za oknem po­my­śla­łam o aro­ma­tycz­nej ka­wie i ka­wał­ku tor­tu, któ­ry otrzy­ma­łam „na dro­gę” z ju­bi­le­uszu po­rad­ni. Ka­wa w mo­jej ulu­bio­nej czer­wo­nej fi­li­żan­ce na czy­stym sto­le pre­zen­to­wa­ła się po kró­lew­sku, tort sma­ko­wał wy­śmie­ni­cie. Ja­dłam po­wo­li, z wdzięcz­no­ścią za za­pro­sze­nie na wy­da­rze­nie ju­bi­le­uszu, za moż­li­wość po­pro­wa­dze­nia warsz­ta­tu dla pe­da­go­gów i psy­cho­lo­gów, za spo­tka­nia w tym dniu, za śmiech, za śpiew, za ob­ser­wa­cje lu­dzi i ich uro­czej ludz­kiej nie­do­sko­na­ło­ści. Za to, że idee trwa­ją i się roz­wi­ja­ją dzię­ki ener­gii i kre­atyw­no­ści wie­lu osób. I za to, że są ta­cy, któ­rzy ma­ją za­so­by, by wię­cej da­wać i ta­cy, któ­rzy ma­ją po­trze­by, by wię­cej brać. I że w su­mie to się wy­rów­nu­je. I że do­bro po­wra­ca. A lu­dzie ma­ją moc.

Ma­łe ziarn­ka – du­że da­nie

Zgłod­nia­łam na po­waż­nie. To wo­ła­nie cia­ła w ci­szy pu­ste­go do­mu sły­szy się wy­raź­nie. Dźwię­ki to osob­na ka­te­go­ria dla tre­no­wa­nia uważ­no­ści. Je­den by­wa do­sad­niej­szy niż mnó­stwo. Z dru­giej stro­ny je­den mo­że nic nie zna­czyć, a ca­ły utwór po­wa­li z za­chwy­tu na ko­la­na. Głód w każ­dym ra­zie brzmi.  Ze zna­le­zio­nych w sza­fach i lo­dów­ce pro­duk­tów zro­bi­łam ve­geucz­tę. Nie, nie ja­dłam każ­de­go ziarn­ka cie­cie­rzy­cy z dba­ło­ścią o szcze­gół roz­gry­za­nia, sma­ko­wa­nia i po­ły­ka­nia. Po­zwo­li­łam so­bie na od­bie­ra­nie sym­fo­nii po­bu­dza­ją­cej kub­ki sma­ko­we w ca­ło­ści i jed­no­cze­śnie, bo jak ży­cie, da­nie skła­da się z dro­bia­zgów: skład­ni­ków, przy­praw, a cza­sa­mi wi­dzi się efekt koń­co­wy i ty­le. Mam świa­do­my wy­bór, jak coś chcę wi­dzieć, sły­szeć, czuć. Wni­kli­wie aż do ko­ści, czy po­wierz­chow­nie na­skór­ko­wo. Nie nad wszyst­kim trze­ba się czu­le czy z rent­ge­nem za­trzy­mać. Tak te­raz my­ślę.

Pra­cow­nik dnia!

Zbli­żał się so­bot­ni wie­czór. Wszyst­ko w swo­im cza­sie więc i my­śli o do­pię­ciu kil­ku spraw za­wo­do­wych się po­ja­wi­ły. Do­bra ener­gia do pra­cy mnie wprost roz­pie­ra­ła i na­krę­ca­ła. Ob­ser­wo­wa­łam to: w gło­wie przy­cho­dzą­ce po­my­sły, w ser­cu otwar­tość, by pójść za gło­sem we­wnętrz­ne­go im­pe­ra­ty­wu, w dło­niach nie­cier­pli­we pul­so­wa­nie, by już się za­brać za ro­bo­tę. Tak wy­glą­da mo­ja go­to­wość do ukie­run­ko­wa­ne­go dzia­ła­nia. Z ta­ką ener­gią pre­zen­ta­cję zro­bi­łam spraw­nie, choć wca­le nie szyb­ko. Do­pie­ści­łam we­wnętrz­ne­go per­fek­cjo­ni­stę, któ­ry wie­dząc, że nikt mu „nie prze­szka­dza”, nie za­bie­ra uwa­gi i nie utrud­nia wyj­ścia na sce­nę, znaj­do­wał jesz­cze to i tam­to i zno­wu to do udo­sko­na­le­nia. Osta­tecz­nie by­li­śmy za­do­wo­le­ni, że za­miast wy­star­cza­ją­co do­brze, tym ra­zem jest pra­wie su­per! Po­czu­łam zmę­cze­nie. Ta­niec z mo­pem mnie nie zmę­czył, pra­ca in­te­lek­tu­al­na tak. Umysł wy­sy­sa ener­gię z cia­ła. Wie­dząc to, war­to się re­ge­ne­ro­wać.

Jo­ga ja­ko dro­ga do do­mu

To mi przy­po­mnia­ło, że czas wyjść z gło­wy, bo cia­ło wo­ła po­mo­cy. Zgar­bio­ne, skur­czo­ne, wpa­trzo­ne w mo­ni­tor, prze­cią­żo­ne. Tę­sk­ni za jo­gą. Jo­ga ja­ko jed­ność cia­ła i umy­słu wie­le lat te­mu oka­za­ła się mo­im od­kry­ciem. Szu­ka­jąc naj­lep­szej for­my ru­chu, ja na­wy­ko­wy „umy­sło­wiec” nie od­naj­do­wa­łam się w fit­ness, bie­ga­niu, etc… Jo­ga da­ła mi har­mo­nię. Nie od­bie­ra­ła ni­cze­go, za to in­te­gro­wa­ła no­we. Dziś, z oka­zji wy­jąt­ko­we­go dnia, gdzie nic nie mu­szę – wszyst­ko mo­gę, nie okre­śli­łam cza­su prak­ty­ko­wa­nia jo­gi. Chcia­łam zo­ba­czyć za­rów­no swo­je moż­li­wo­ści, jak i gra­ni­ce bez wcze­śniej­szych za­ło­żeń. Za to okre­śli­łam so­bie in­ten­syw­ność mo­jej świa­do­mo­ści. Chcia­łam być w każ­dym od­de­chu, w każ­dym ru­chu w peł­ni. No nie by­łam w każ­dym… Ale in­ten­cja zbli­ży­ła mnie do te­go. Od­dech pły­nął jak fa­le, w rytm któ­rych od­by­wał się ko­lej­ny ruch. Nie da się ukryć, że by­wa jo­ga w bie­gu. By­wa też jo­ga uważ­na. By­wam w bie­gu, by­wam uważ­na. Ak­cep­tu­ję to i to, bo ob­ra­ża­nie się na rze­czy­wi­stość ni­cze­mu nie słu­ży, a wpę­dza w nie­złe nie­za­do­wo­le­nie…

Ocze­ki­wa­nia i roz­cza­ro­wa­nia

Przed snem za­pla­no­wa­łam oglą­da­nie fil­mu, któ­ry za mną cho­dził od kil­ku dni, ale nie by­ło cza­su i na­gra­nie tek­stów. Cze­ka­łam na to. Zwień­cze­nie mo­je­go dnia mo­im ak­cen­tem. Nic z te­go nie wy­szło. Sprzęt od­mó­wił współ­pra­cy ze mną. Go­dzi­na prób, szu­ka­nia roz­wią­zań… Zła­pa­łam się na tym, że ob­ser­wu­ję jak na to, co się dzie­je, re­agu­ję. Wła­śnie nie wy­cho­dzi mi to, na co się tak bar­dzo na­sta­wia­łam… A ja przyj­mu­ję to z wy­ro­zu­mia­ło­ścią dla sie­bie i sprzę­tu, bo i tak nic z tym nie zro­bię i tak mi nikt w tym nie po­mo­że, bo je­stem sa­ma w do­mu… Sa­ma w do­mu, a ty­le się wy­da­rza, gdy de­cy­du­ję się prze­łą­czyć mój mózg na tryb uważ­no­ści! Za­trzy­ma­łam się na tym. Ty­le emo­cji, ty­le my­śli, ty­le zna­czeń. Na­wet chwi­lo­wa nu­da czy znie­cier­pli­wie­nie mo­gą być obiek­tem me­dy­ta­cji. Jak to czu­ję? W któ­rym miej­scu cia­ła to czu­ję? Ja­kie my­śli się po­ja­wia­ją? Jak mi z ni­mi jest? Jak to się ma do mo­ich ty­po­wych re­ak­cji na co dzień?… Ży­cie nie jest ani do­bre ani złe, ani nud­ne ani cie­ka­we, ani wol­ne ani szyb­kie. Ży­cie jest. Wszel­kie przy­miot­ni­ki na­da­je­my ży­ciu my. Mój na dziś – ży­cie jest in­ten­syw­ne tak­że bez pre­sji! Cud­ne, nud­ne.

Na ko­niec

Wy­bra­łam kil­ka chwil za­trzy­ma­nia z te­go cu­dow­ne­go nud­ne­go dnia uważ­no­ści, któ­ry ze­sła­ło mi ży­cie. A co Cie­bie za­trzy­mu­je, cze­mu Ty da­jesz swo­ją uwa­gę, do cze­go przy­kła­dasz ucho, co przy­cią­ga Twój wzrok, ja­ki smak jest na Two­im ję­zy­ku? Co pa­mię­tasz z dziś? Otwar­ty umysł to przy­go­da. Sztyw­ny umysł to cier­pie­nie i na­pię­cie. Jak do­brze, że umysł moż­na wy­ćwi­czyć i uela­stycz­nić, praw­da?

Pro­po­zy­cja

Nie ocze­kuj za wie­le. Za­cznij ko­lej­ny dzień od do­brej her­ba­ty. Od ły­ku mi­ło­ści dla sie­bie. Jed­no­cze­śnie od za­ufa­nia, że ży­cie, to coś więc niż Two­je ma­łe czy du­że ego. A je­śli do­czy­ta­łeś do te­go miej­sca, to mo­że je­steś go­to­wa /-y na kurs Mind­ful­ness?

Po­dzię­ko­wa­nia

Mo­jej uko­cha­nej ro­dzi­nie, że mo­głam tak wni­kli­wie sie­bie ob­ser­wo­wać pod ich nie­obec­ność. I być i ro­bić – ufa­jąc, że ten świa­do­mie spę­dzo­ny czas przy­bli­ża mnie do nich i do sie­bie. Wsłu­cha­łam się w ci­szę mó­wią­cą o tym ro­dza­ju szczę­ścia, za któ­rym tę­sk­ni mo­je ser­ce. No i kil­ka ra­zy do sie­bie jed­nak dzwo­ni­li­śmy”.

A tu­taj prze­czy­ta­cie wię­cej re­flek­sji Do­ro­ty!